Koło Łowieckie Diana w Miliczu

|

Darz Bór!

Rzecz o ambonach

Z własnych doświadczeń, jeżdżąc po różnych łowiskach, a także z opowiadań kolegów wynikają spostrzeżenia dotyczące jakości ambon myśliwskich. Niestety nie dopracowaliśmy się jednego wzorca, który byłby stosowany przez nasze grupy. Owszem swego czasu rozdano projekt ambony i zalecono aby na jego podstawie budować nowe obiekty, ale nic z tego nie wyszło. Dlaczego? Nie wiem.

Z dużym zainteresowaniem i oczywiście wesołością słuchałem opowieści Krzysia Świątkowskiego o polowaniu na terenie Wziąchowa. Otóż wybrał się nasz kolega późnojesienną porą na grubego zwierza. Dojechał w łowisko samochodem i do ambony dotarł pieszo pokonując dość spory odcinek drogi. Jak to w takich wypadkach bywa ubrał się na zasiadkę, czyli ciepło. Zanim dotarł na miejsce nieco się zgrzał. I tu zaczyna się ten fragment opowiadania, który rozśmieszył do łez całe towarzystwo, a którego ja nie jestem w stanie bardzo dokładnie odtworzyć. Chodziło o to, że wejście do kosza ambony było bardzo małe (wąskie i do tego niskie). Krzysiek opowiadał jak to przymierzał się do wejścia, aby dostać się do środka i nijak nie mógł tego dokonać. Oczywiście przy opowieści bardzo sugestywnie demonstrował jak to robił. Po pierwszych nieudanych próbach wdarcia się do kosza ambony doszedł do wniosku, że trzeba się rozebrać. Zaczął więc zdejmować wierzchnie odzienie i próbował nadal przejść przez wąskie wejście, ale nie mógł. Dopiero po zdjęciu większości ubrania jakie na sobie miał mógł dostać się do środka. W tym czasie nieco zmarzł i jak tylko znalazł się na miejscu szybko nałożył ubranie. Tego dnia przed wyjazdem złapał za kolano dziewczynę i miał szczęście. Po około pół godzinie wyszedł dzik, do którego oddał strzał. No i trzeba teraz zejść. Ale, jak już wiecie, nie było to proste. Znowu rozbieranie, zejście i ponowne ubieranie. Podczas całej opowieści, Krzysztof oprócz demonstrowania jak to wyglądało, wtrącał komentarze o jakości ambony i jej budowniczych, których nie mogę zacytować.

Przytoczyłem tę opowiastkę ponieważ cały czas zastanawiałem się, dlaczego nasza grupa (Jurka Jureckiego) wykonuje niedościgłe w swej jakości ambony. Podstawa  to organizacja i podział pracy. Oczywiście najważniejszym ogniwem jest osoba naszego wodza Jurka. To nie ulega wątpliwości. Właściwie prawie wszystko Jemu zawdzięczamy. No właśnie prawie ale nie wszystko. Pozostali też co nieco wnoszą w te dzieła sztuki inżynierskiej. Głównym ustawiaczem ambony i inspektorem nadzoru jest Krzysio (wymagająca cholera). Nasz nieduży ( ale pod względem wzrostu, a nie ducha) kolega Marek jest odpowiedzialny za sprawy kulturalno-oświatowe (Ka-Owiec). Dba, aby było wesoło i pilnuje zaopatrzenia w materiały budowlane i nie tylko. Piotr, zwany Zającem, a w przypływie dobrego humoru grupy Zajączkiem, jest rzecznikiem prasowym. Odpowiada za sprawy formalne i nasz wizerunek medialny. Paweł i Kamil, jako najmłodsi, są specjalistami od zadań specjalnych czyli stawiania ambony. Swoje zadania wykonują perfekcyjnie. I ostatni w grupie, ale drugi co do ważności wykonywanych zadań jest Witia. Witek jest „próbowaczem”  Po postawieniu ambony pierwszy na nią wchodzi i dokonuje prób wytrzymałości, a także funkcjonalności naszej budowli. Jak Wituś na ambonę wejdzie to nikt inny nie będzie miał z tym problemów a i bezpieczeństwo murowane.

Jeśli Szanowni Koledzy chcieliby skorzystać z naszych wzorców to poniżej przedstawiamy szkic ambony wraz z wymiarami. Także nasz kolega Witold jest do dyspozycji, ale dopiero po uzgodnieniu warunków „wykorzystania” Go z kierownikiem grupy – Jerzym (tel. …… – interwencja Admina).

I na koniec wspomnę jeszcze o ślimakach. Te z nich, które znajdują się w okolicy gdzie budujemy ambonę są przeszczęśliwe. A wiecie czemu? Z bardzo prostego powodu, otóż pilnie pracując nie mamy czasu, zbierać ich i zakłócać im spokój.

Z myśliwskim pozdrowieniem Darz Bór – Óho