Koło Łowieckie Diana w Miliczu

|

Darz Bór!

Kilka słów o ludziach z fuzją

Edmund Chołodecki
Kilka słów o ludziach z fuzją

Tak się już ustaliło, że każdy lub prawie każdy kto zobaczy człowieka z bronią myśliwską na ramieniu widzi w nim tylko tego kto zabija. Zabija wszystko co wyjdzie na „muszkę”. Natomiast każdy myśliwy, który wraca z lasu nie daj Bóg samochodem to człowiek, który wiezie do domu cały samochód „mięsa”.

A tak przecież nie jest. Myśliwy to człowiek, który buduje paśniki. To człowiek, który gromadzi paszę na zimę dla zwierząt w lesie głodem przymierających, to wreszcie człowiek, który buduje domki dla ptaków, karmniki, walczy z drapieżnikami. Słowem to człowiek, który stoi na straży swobodnie żyjącego zwierza.

Wreszcie ten sprzymierzeniec dzikiej zwierzyny dostaje odstrzał na kozła. I wtedy zaczyna się dramat. Nie kończące się wyjazdy w łowisko. Setki litrów spalonej benzyny. Nieustanne tłumaczenie się przed żoną, która wskazując palcem na czoło z zakłopotaniem pyta: „Czy ty człowieku ………………?”

A on wcale nie zwariował. Dziesiątki razy jedzie do lasu, tłucze i psuje samochód bądź motocykl, szuka „selekta”. Selekta znaleźć nie łatwo a jeszcze trudniej podejść. Bo selekt to taki starszy pan, który ileś latek przeżył. Przeżyte lata nauczyły go czujności, ostrożności i instynktownego omijania człowieka.

Ale myśliwy wciąż jeździ bez skutku. Ale powiedzmy nie bez zapłaty. Największą nagrodą dla niego to niepowtarzające się koncerty ptasich chórów, które zbudzone rannym brzaskiem, jak na ptasim festiwalu popisują się doskonałością swych głosów.

Nagrodą dla niego to obserwacja kicającego zajączka, który w zadumie i w swej niezaradności przychodzi do nóg myśliwego. Kozioł bacznie obserwuje teren, na którym się znajduje, sięgając hen daleko jak dojrzeć może, a nie widzi myśliwego tuż przy nim za drzewem stojącego. Lisek, który mimo swej chytrości i czujności na odległość jednego metra do myśliwego podejdzie nie widząc go.

Jeszcze bardziej przeżywa spotkanie z watahą dzików. Kiedy siedzi na ambonie, pod którą przechodzi wychudzona locha, prowadząc całe swe potomstwo w ziemniaki na nocną ucztę – bądź żerowiska przed świtem wraca – naraz złapała „wiatr”, zaczyna fukać. Czuje w pobliżu człowieka, ale nie może ustalić jego miejsca. Szuka wokół siebie. Małe na jej rozkaz wtuliły się w ziemię, zrosły się z nią nie dając najmniejszego znaku życia. Niebezpieczeństwa zgodnie z naturą nie spodziewa się z góry. Upewniwszy się, że nie ma nikogo oznajmia rodzinie , że alarm fałszywy. W świńskim obozie radość – jak z ziemi wyrastają małe warchlaczki, które na wszelki wypadek mama odprowadza w bezpieczniejsze miejsce.

Super nagrodą dla myśliwego to spotkanie z bykiem, chociaż niektórzy nie wiem dlaczego wolą spotkać się sam na sam w lesie z łanią. Z bykiem o wspaniałym wieńcem, który w okresie np.: rykowiska z rozwartymi nozdrzami szuka rywala. O jego sile, mocy i bojowości świadczy siła głosu. Wydaje się, że wraz z ryczeniem jelenia drży las w około i ziemia ”on kopiąc ziemię zdawać by się woła chodźcie wy wszyscy silni”. Chodźcie tu do mnie..

Oto niektóre tylko opisane przeze mnie uroki natury, które jak elektromagnes ciągną myśliwego do kniei.

Wreszcie nastąpił moment wielkiej emocji. Myśliwy dochodzi na strzał upatrzonego selekta. Z walącym sercem jak młot kowalski, z sercem do krtani wciskającym się oddaje strzał. Strzał „pudło” – dobrze, że „pudło” bo odpada niepokój czy naprawdę selekt. Kiedy zwierz „pada” – znowuż emocja, niepewność i strach a może to kozioł przyszłościowy ? Wtedy, z sercem nie przy krtani ale gdzieś w żołądek zapadającym, z niepewnością podchodzi do ofiary, jest już przy nim „wsteczniak” – trzy zielone. A jak przyszłościowy to trzy czerwone i trzy lata spokoju z selekcyjnym odstrzałem.

Tekst napisany na przełomie lat 60- i 70-tych ubiegłego stulecia.